|
Człowiek jeszcze nie dość dobrze poznał swój organizm. Pewne anomalie w jego funkcjonowaniu są znane i łatwo przewidywalne, inne zaś owiewa mrok tajemnicy. Doskonale wiemy, co należy zrobić, aby uniknąć udaru słonecznego, ale co zrobić aby uniknąć SLA, tego nie wie nikt!
Można ganić człowieka, który zasnął na słońcu słusznie obarczając go winą za późniejsze cierpienie, ale komu przypisać winę za ogrom bólu z którym styka się chory na stwardnienie boczne zanikowe?
Tamten człowiek wiedział jak uniknąć choroby i z racji zaniedbania ponosi pełna winę. Chory na SLA nic nie wie o przyczynach swojego stanu i winy żadnej w nim nie ma.
Mimo to, często chorzy na tego typu przypadłości, rozpaczliwie poszukują sprawcy swego stanu, chcąc zadać mu pytanie “za co, dlaczego?”
Gotowi są nawet obarczyć samego siebie, byle tylko znać przyczynę. Niestety, wszystko na próżno. Z tej perspektywy, mogą z zazdrością patrzeć na choroby spowodowane własnym nonszalanctwem. “Ich” świat jest przynajmniej pięknie uporządkowany, znają sprawcę ergo winnego i wiedzą najważniejsze “dlaczego?”
“My” zaś stoimy zanurzeni w przypadkowości zdarzeń, w naszej chorobie nie ma winy, w naszym cierpieniu zewnętrznego planu.
Jasnym jest że, bez wiedzy o genezie SLA pytać sensownie “dlaczego?” nie można, bo kierujemysię zawsze do bezpośredniej przyczyny. Jeśli nie potrafimy takowej wskazać, unieważnia się i samo pytanie.
Odmiennie wygląda kwestia “za co?” Tu trzeba założyć, że światem rządzi jakaś rozumna siła, która karze niepokornych zsyłając na nich różne nieszczęścia i choroby.
Popatrzmy na biblijnego Hioba, czy w jego przypadku istniała odpowiedź na pytanie “za co doświadczam tego całego nieszczęścia?” NIE! Czy ktoś o zdrowych zmysłach mógłby powiedzieć, że noworodek z chorobą genetyczną uniemożliwiającą dalszy rozwój ponosi za coś karę? NIE! W większości religii, Bóg jest pocieszycielem i towarzyszem w wędrówce przez życie, nie zaś sprawcą cierpienia, które nas spotyka. Widzimy więc, że w chorobie nie warto pytać “za co”, bo dla osoby niewierzącej jest to pytanie bez sensu, a dla wierzącej, nie przynoszący odpowiedzi wyraz prymitywizmu.
Człowiek postrzega świat jako uporządkowany zbiór elementów, powiązanych licznymi relacjami. Doświadczając dowolnego zjawiska, szuka przyczyny we wcześniejszym stanie, bądź w całej strukturze. I właśnie dla tego pytamy “dlaczego” czy “za co” . Te pytania w sposób bazowy łączą ze sobą fakty, jawiąc świat jako spójny, uporządkowany zbiór elementów, powiązanych licznymi relacjami.
Należy jednak pamiętać, że jedność świata tworzona jest na wielu poziomach.
Jeśli nie znajdujemy w wiedzy przyczyny naszego stanu, nie załamujmy rąk, nie szukajmy na siłę winnych, czy pocieszycieli w krzywdzie. Postarajmy się o to, aby stan ten był jak najobfitszy w skutki, będąc początkiem nowego działania. Wykorzystajmy to co nas spotyka dla dobra nas samych i innych, zamieniając straszne doświadczenie w “czyste złoto”. Zamiast biernie szukać sensu, bądźmy budowniczymi świata i sami nadajmy kierunek naszemu cierpieniu.
Każdy proces może stać się punktem wyjścia dla większej sprawy. Innymi słowy, nasze osobiste cierpienie możemy czemuś poświęcić, usensowniając je w ten sposób. Oczywiście, cel ów musi koniecznie posiadać wartość wyższą niż sam proces wyjściowy, rekompensując w ten sposób poświęcenie.
Ale czemu można poświęcić swoje cierpienie, czyniąc je sensownym?
Wystarczy, że poświęci się je innym i sobie.
Innym: Bo aktywnie można działać na rzecz walki z tą chorobą, ot chociażby propagując wiedzę na jej temat, pozyskiwać ludzi dla sprawy, czy organizować grupy wsparcia. To wszystko zwiększa świadomość społeczną problemu i przybliża nas do zwalczenia tej strasznej choroby.
Sobie: Bo jak powiedział jeden z wybitnych polskich filozofów Henryk Elzenberg: w sytuacjach ekstremalnych, a do takich z pewnością należy długotrwałe cierpienie, człowiek dowiaduje się kim na prawdę jest. Tchórzem, czy mężem walecznym. Czy nie jest to wystarczającą racja? Zdecydowanie jest. W ten sposób prawdziwa wiedza o sobie, usensownia cierpienie jako konieczną i jedyną drogę ku temu.
Jeśli uda nam się spełnić te postulaty, choroba i cierpienie nie będą już tylko niepotrzebną udręką, życie nabierze nowej, wielkiej wartości a człowiek, dzierżąc w dłoni różdżkę Hermesa, przestanie być biernym lokatorem świata, potrafiącym tylko narzekać na swój los.
“To jest, mówi on, owa czarodziejska różdżka Hermesa: co chcesz nią dotknij, a zamieni się w złoto. [...] Przypuść na mnie, co zechcesz a przeistoczę to w dobro. Przypuść na mnie chorobę, przypuść szyderstwa, ..., a to wszystko za pomocą różdżki Hermesa zmieni się dla mnie w dobro”
Adrian Otocki
Internetowa Pradnia Filozoficzna
http://poradniafilozoficzna.republika.pl |
|
|